Reklama placówek medycznych to zagadnienie bardzo słabo uregulowane w obowiązujących przepisach. Problemy powoduje już sam brak legalnej definicji reklamy. To zaś prowadzi do częstego wniosku o obowiązującym zakazie reklamy podmiotów leczniczych. Czy jednak faktycznie tak jest?
Czy podmiot wykonujący działalność leczniczą może się reklamować? Jakie są granice dozwolonej reklamy? Czym jest usługa medyczna i co się na nią składa? O tym rozmawiamy w dzisiejszym odcinku.
Dzień dobry, Joanno.
Dzień dobry, Macieju.
To co, zaczynamy pierwszy odcinek?
Zaczynamy.
Jest lekka trema?
A jak nie.
No dobrze, to zacznijmy, nie ma co się zastanawiać. Reklama dźwignią handlu?
Zależy, co chcesz dźwignąć.
Właśnie chyba zależy od dziedziny. Dzisiaj chcielibyśmy porozmawiać o reklamie, ale reklamie potocznie nazywanej reklamą podmiotu leczniczego. Temat może kontrowersyjny, ale wywołujący wiele wątpliwości. Pewnie zaraz się ze mną nie zgodzisz, jak znam życie, ale wydaje mi się, że ta reklama podmiotu leczniczego to jest najtrudniejszy temat do analizy. Powiem od razu dlaczego. Mało orzecznictwa, mało piśmiennictwa, niewiele komentarzy. I tak na przykład zestawiając to chociażby z reklamą aptek, z reklamą produktu leczniczego, no to tu jest dosyć skąpo.
Nie dość, że skąpo, to nie ma definicji.
No właśnie, nie ma definicji. W związku z czym tutaj mamy duży problem, ale może na początek w ogóle odnieśmy się do przepisów, bo reklama podmiotu leczniczego, to art. 14 ustawy o działalności leczniczej. I artykuł 14 – ja sobie jednak na początek pozwolę zacytować, bo to ma duże znaczenie – „podmiot wykonujący działalność leczniczą podaje do wiadomości publicznej informację o zakresie i rodzajach udzielanych świadczeń zdrowotnych. Treść i forma tych informacji nie mogą mieć cech reklamy”. I to jest w zasadzie wszystko. Tutaj od razu myślę, że dobrze by było powiedzieć, bo spotkałem się z takim artykułem, akurat dotyczył on możliwości reklamowania się lekarzy. I tam była taka teza, że w momencie, kiedy został usunięty artykuł 56 ustawy o zawodzie lekarza, to właściwie w tym momencie nie ma jakichś regulacji prawnych wyraźnych poza aktami wewnętrznymi regulującymi kwestie reklamy lekarzy, ale to raczej nie jest tak, bo ten przepis dotyczy wszystkich podmiotów wykonujących działalność leczniczą.
Czyli nawet lekarzy, bo jeżeli mają swoje indywidualne praktyki czy grupowe praktyki, to dokładnie analogicznie będą podlegać tym przepisom.
Dokładnie. Więc tutaj jeszcze trzeba formalnie zwrócić uwagę, że rzeczywiście ten artykuł 56 został wykreślony z ustawy, ale z chwilą wejścia w życie przepisów ustawy o działalności leczniczej, czyli de facto w momencie, kiedy tą ustawą ten przepis został usunięty. Chodziło o pewne zunifikowanie tych przepisów. Na pewno przepis ten dotyczy zarówno podmiotów leczniczych jako takich, ale również wszelkich innych praktyk zawodowych, czyli lekarzy, pielęgniarek, teraz również fizjoterapeutów itd.
Być może nawet farmaceutów, w przyszłości.
Może nawet farmaceutów. Dokładnie to też się okaże w przyszłości. No właśnie, tylko chyba musimy jednak mimo wszystko zacząć od tego, co w sumie też powiedziałaś na początku, czyli braku definicji legalnej reklamy jako takiej. To jest dosyć poważny problem, ponieważ tak na dobrą sprawę mówimy dosyć powszechnie reklama podmiotu, ale co to jest reklama?
Definicja reklamy
Tak naprawdę w okołozdrowotnych ustawach, jedyną definicję legalną możemy znaleźć w ustawie Prawo farmaceutyczne, ale ona dotyczy wyłącznie reklamy produktów leczniczych. Nie znajduję przesłanek, które pozwolą to rozszerzyć na reklamę podmiotów leczniczych, na reklamę farmaceutów, na reklamę jakiejkolwiek innej działalności około zdrowotnej.
Właściwie jeżeli mówimy o kwestii reklamy czy definicji reklamy. Przygotowując się do naszego spotkania, śledziłem też piśmiennictwo i dostępne komentarze. I właściwie można wskazać takie trzy elementy, które się pojawiają, poprzez które próbuje się definiować reklamę. Pierwsza rzecz to jest ustawa o radiofonii i telewizji i tam mamy kwestię definicji przekazu handlowego związanego z działalnością gospodarczą, kwestię promowania sprzedaży towarów i usług. Czyli pojawia się ten element promocji. Drugi element, który się bardzo często pojawia i to komentatorzy się chwytają tego elementu, to jest definicja PWN-owska reklamy. I tam z kolei jest to zdefiniowane jako zespół środków stosowanych w celu zachęcania, czyli mamy promocję i mamy zachęcanie. I mamy też właściwie jedno orzeczenie Sądu Najwyższego z 2007 roku, które sięgnęło do kwestii reklamy. I tutaj Sąd Najwyższy posłużył się pojęciem wszelkich form wspierania sprzedaży. Sąd Najwyższy zwrócił uwagę na jedną istotną rzecz, a mianowicie na to, że to promowanie, zachęcanie musi być intencjonalne. Czyli zwrócił uwagę na tę intencję.
I tak zasadniczo tutaj zaczyna się problem, jak zmierzyć zamiar.
No właśnie.
I u kogo ta intencja ma tak naprawdę powstać. Czy to chodzi tylko o intencje tego, kto daje reklamę, czy to chodzi o odczucia, które mają zostać wzbudzone u odbiorcy reklamy?
I to jest ten problem, tutaj dosyć poważnie go widać. Tak właściwie na ten moment możemy się tylko i wyłącznie opierać na bardzo ocennych elementach. Jeżeli chodzi o to, czy coś jest reklamą, czy coś nie jest reklamą. Aczkolwiek, czy tak jest do końca, to możemy dalej o tym powiedzieć. Nie wiem, czy się ze mną zgodzisz, ale dosyć powszechnie mówi się o zakazie reklamy podmiotu leczniczego, prawda?
Dokładnie tak.
Czy reklama podmiotu leczniczego jest zakazana?
Zakaz reklamy podmiotu leczniczego. Ale czy jeżeli czytamy ten przepis i analizujemy go, to nie masz odczucia, że to jest zdecydowanie za daleko? Bo mnie się tak wydaje.
To jest absolutnie zdecydowanie za daleko, tak jak przywołałeś treść przepisu. Mówi on jedynie, że treść i forma informacji, które są podawane pacjentowi, nie mogą mieć cech reklamy. Myślę, że to jest efekt takiego naturalnego upraszczania, że jeżeli czegoś nie wolno, no to mamy zakaz. A tutaj zakaz nie dotyczy w ogóle podawania żadnych informacji do wiadomości. Nie dotyczy tak naprawdę reklamy jako takiej. To nie jest całkowity zakaz reklamy, tak jak choćby w przypadku aptek, tylko niemożność nadawania cech reklamy informacjom, które w niektórych przypadkach obowiązkowo są podawane. Więc to jest moim zdaniem zupełnie co innego. Mam wrażenie, że nawet troszkę organy uprawnione do nadzoru nad tymi czynnościami, do kontroli tego, w jaki sposób te informacje są podawane, też ulegają tej pułapce uproszczenia, że jest zakaz, nie wolno. W sumie to jest najłatwiejsze. Ale gdyby ustawodawca chciał wprowadzić zakaz, to zakładając jego racjonalność, by go wprowadził.
Od razu można powiedzieć, że w naszej praktyce sami klienci to w ten sposób odbierają. Czyli nie możemy się jako podmiot reklamować. To jest właśnie to uproszczenie, które jest tak jak powiedziałaś, pułapką. A ten przepis, jeszcze raz przypomnę, brzmi „…podaje do wiadomości publicznej informacje o zakresie i rodzajach udzielanych świadczeń zdrowotnych”, czyli ta informacja o rodzajach i zakresie nie może mieć formy reklamy.
Zwróć uwagę na to, że tutaj jest „podaje”. Jest obowiązek. Nawet nie to, że może podać, jak było wcześniej.
To jest bardzo istotne, bo to kształtuje obowiązek umownie też nazywany obowiązkiem informacyjnym. Ale rzeczywiście tak to jest. Teraz zastanówmy się, skoro mamy taki problem z samym zdefiniowaniem reklamy jako takiej. Wiemy, że to są te działania promocyjne, które muszą być intencjonalne, tak jak nam powiedział Sąd Najwyższy. Ale zastanówmy się w takim razie, co z tym zakresem i z tymi rodzajami udzielanych świadczeń, bo myślę, że warto zwrócić uwagę na to, że ten zakres i rodzaje wynikają z regulaminu organizacyjnego każdego podmiotu. To jest ta informacja.
Dokładnie, zwróć uwagę na to, że tutaj czyha na nas jeszcze jedna pułapka: treść i forma informacji nie mogą mieć cech reklamy. A my bardzo chętnie ulegamy kolejnemu uproszczeniu, rozciągając to na wszystkie działania marketingowe. A wszak reklama to jedna z form działalności marketingowej. Nie można powiedzieć, że żadne narzędzia marketingowe, czy żadne działania marketingowe nie są dozwolone. Bo tu mówimy tylko i wyłącznie o reklamie ze wszystkimi konsekwencjami. Brakuje jej definicji.
Czym jest usługa medyczna?
Jeszcze przygotowując się do naszego spotkania, zajrzałem do uzasadnienia projektu ustawy o działalności leczniczej. W sumie trzeba powiedzieć, że to już jest 10 lat w tym momencie, jak funkcjonuje ta ustawa. I co ciekawe, ustawodawca w odniesieniu do kwestii reklamy posługuje się bardzo znaczącym pojęciem „zakaz reklamowania usług”. I to jest chyba ten element, na który trzeba zwrócić uwagę – na bardzo istotne rozróżnienie reklamy podmiotu od reklamy usług. Ustawodawca uzasadnił to w ten sposób, że kwestia usług medycznych czy informacja o tych usługach medycznych musi mieć charakter obiektywny i rzetelny. Czyli dlatego jakby eliminujemy ten element promocyjny i reklamowy. Ale tak właściwie, co to jest ta usługa medyczna?
I zwróć uwagę, że ustawodawca w uzasadnieniu posługuje się pojęciem usługi medycznej, a w artykule 14 mamy świadczenie zdrowotne.
Tak, to też jest pewnego rodzaju niekonsekwencja, bo zastanówmy się w sumie, co nam się składa na tę usługę medyczną. Myślę, że to jest chyba ten element, który jest kluczowy, żeby zdefiniować, czego nie możemy reklamować w podmiocie. Co mamy w usłudze: samo świadczenie, to trudno zaprzeczyć. Oczywista rzecz. Ale co jeszcze? Sprzęt medyczny z pomocą którego wykonujemy dane świadczenie. Personel. Tutaj można by dyskutować, czy szeroko pojęty, czy mówimy raczej tylko o tzw. białym personelu.
No, na pewno ten wąsko pojęty personel będzie nierozerwalnie związany z samym świadczeniem.
Dokładnie. I wydaje mi się też, nie wiem, czy się ze mną zgodzisz, że tutaj istotny element to jest też czas wykonania takiej usługi medycznej.
Rozumiesz przez to termin, jak szybko zostanie wykonana?
Dokładnie, bo nie mówimy oczywiście o świadczeniach, które są finansowane ze środków publicznych, czyli tzw. funduszowych, bo tu mamy kolejkę, wszyscy wiemy, jak to wygląda. Natomiast bardziej się koncentruję w tym momencie na kwestii świadczeń komercyjnych. Wyobraźmy sobie sytuację, w której jako pacjentka dostajesz informację w podmiocie, że dana usługa będzie wykonana za trzy dni. Termin wyznaczony za trzy dni, a ktoś mówi, że nie, u nas jest zdecydowanie szybciej, gwarantujemy wykonanie na dzień następny. Już w tym momencie myślę, mówimy o jakiejś reklamie.
Na pewno każde wartościowanie, każde używanie przymiotników – nawet słynne naj – może być rozpatrywane w kategoriach cech reklamy. Natomiast tak długo, jak długo podajemy obiektywne informacje, które mają związek z zakresem świadczenia zdrowotnego, z rodzajem świadczenia zdrowotnego i umożliwiają konsumentowi świadomy wybór, to moim zdaniem trudno mówić o jakichkolwiek cechach reklamy. Oczywiście one mogą wyróżniać w jakiś sposób jeden podmiot leczniczy od drugiego podmiotu leczniczego, no ale jeżeli byśmy tego zakazali, to uniemożliwi dostęp do informacji, uniemożliwi konsumentom porównywanie tych usług.
Dokładnie. A pamiętasz taką sytuację, jak zwrócił się do nas klient? To było jedno po drugim takie pytanie. Jedno było pytanie, że zorganizowali jakiś wyjazd integracyjny, a ponieważ mają profil na Facebooku, to chcieliby ewentualnie jakieś zdjęcia z ogniska zamieścić. Pamiętasz, była taka sytuacja?
Jacy jesteśmy fajni.
Dokładnie. I druga sytuacja u tego samego klienta, kiedy padło pytanie, czy możemy w mediach społecznościowych zamieścić informację o tym, że powstał u nas, tylko teraz dokładnie już nie pamiętam, ale to chyba była to kwestia placu zabaw dla dzieci.
Nie kącika zabaw? W każdym razie coś dla dzieci. Miejsce, gdzie dzieci mogły spędzić czas.
I tutaj nasz klient miał bardzo poważne wątpliwości, czy to może zrobić, bo jest ten zakaz reklamy. To pokazuje, jak daleko to idzie. Zupełnie niepotrzebnie.
Zupełnie niepotrzebnie, bo tak naprawdę związek tego ze świadczeniem zdrowotnym jest praktycznie żaden.
Informacja a reklama kierowana do publicznej wiadomości
Znowu wracamy do kwestii tej usługi medycznej. Tak więc to jest, wydaje mi się tutaj kluczowe. Jest jeszcze jeden element, o którym powinniśmy powiedzieć, a mianowicie element przekazywania tej informacji do publicznej wiadomości.
No właśnie, reklama publiczna czy reklama spersonalizowana? Kiedy zakaz? Kiedy nie ma zakazu? I kiedy w ogóle musimy badać, czy ma cechy reklamy? Skoro już ustaliliśmy, że zakazu jako takiego nie ma.
To w takim razie, kiedy my tak na dobrą sprawę mówimy o tej publicznej informacji? A kiedy będzie pozbawiona tego elementu publicznego?
Wiesz, na gruncie prawa farmaceutycznego, np. reklamy…
Widziałem, wiedziałem, że to powiesz.
Reklama publiczna jest wówczas, kiedy jest skierowana do tak zwanych nie profesjonalistów, czyli do konsumentów, można to tak uprościć. Jeżeli kierujemy reklamę do personelu fachowego, czyli do osób, które są uprawnione do obrotu produktami leczniczymi, bądź które są uprawnione do wypisywania recept, wówczas nie mamy do czynienia z reklamą publiczną. Natomiast w prawie farmaceutycznym w ogóle mamy łatwiej, bo mamy jasne reguły przy reklamie produktów leczniczych. A tutaj znowu musimy się zastanawiać, kiedy będziemy mówić o publicznym charakterze. I znowu może na nas czyhać pułapka, dlatego że w około zdrowotnych ustawach czasami ustawodawca ma nieco pokrętne ścieżki myślenia i na przykład obrót hurtowy nie zależy od tego, czy masz hurtowe ilości produktów leczniczych, tylko między jakimi podmiotami je sprzedajesz. To może być jedna sztuka, jedno opakowanie, a jak sprzedajesz między niewłaściwymi podmiotami, to już możesz wpaść w reguły dotyczące obrotu hurtowego. No i właśnie pytanie czy tutaj zostawił nas ustawodawca pułapkę, czy nie.
A według ciebie zastawił?
Chyba trochę tak.
A dlaczego?
Ponieważ czy patrzymy na to, do ilu osób skierujemy reklamę czy abstrakcyjnie, ile osób może mieć do niej dostęp? I czy musimy to zabezpieczać w jakiś sposób? Czy jeżeli wysyłamy ofertę do konkretnego podmiotu, to mamy do czynienia z publiczną reklamą, czy jeżeli adresujemy np. do konkretnej grupy podmiotów? Na przykład z zakresu badań medycyny pracy. Do wszystkich pracodawców.
To jest – wydaje mi się – rzeczywiście istotny element, to znaczy – według mnie – jeżeli jednak kierujemy taką informację do powiedzmy, konkretnego zakładu pracy, jak to się mówi do konkretnego pracodawcy, to możemy sobie pozwolić na jakąś wariacje, „szaleństwo”. Wiadomo, jak wyglądają tego typu oferty. Informujemy o świadczeniach, o cenach, to jest oczywiste. Czy możemy sobie pozwolić na wariacje np. tak jak każda firma ma jakieś tam swoje wzory ofertowe, trochę historii firmy, trochę informacji o tym, jak pracują lekarze i jak wygląda poradnia, jakieś zdjęcia. Wydaje mi się, że tutaj możemy sobie na coś takiego pozwolić.
Też się zgodzę z tym, że tutaj ciężko mówić o publicznym charakterze, jeżeli indywidualizujemy ofertę. I w zasadzie nie ma znaczenia, czy to będzie właśnie konkretny zakład pracy, czy to będzie konkretny pacjent, który zwrócił się z jakimś zapytaniem. Tutaj uznałbym, że rzeczywiście nie jest to publiczne. Jest to odpowiedź na konkretne potrzeby, na konkretne pytanie, w związku z czym można więcej.
Dozwolone i niedozwolone działania marketingowe podmiotu leczniczego
No właśnie, a teraz żeby odwrócić i zilustrować to w troszeczkę inny sposób. A co w sytuacji, kiedy informujemy? Bo to jest jednak ta rzecz, którą trzeba akcentować. Reklama a informacja, bo to jest klucz tego przepisu. Jeżeli informujemy na przykład na stadionie piłkarskim.
Każda reklama będzie miała cechy informacji, a większość informacji może mieć cechy reklamy. Więc wracamy do punktu wyjścia.
Czyli odpowiedź bardzo prawnicza.
O, nieprawda. Bardziej by było, gdybym powiedziała to zależy.
To zależy, oczywiście. Natomiast to jest odpowiedź rzeczywiście bardzo prawnicza. Myślę o takim przypadku, kiedy na przykład – może być jakakolwiek dyscyplina sportu, to nie ma znaczenia – zdarzają się przecież przypadki, w których podmioty lecznicze jako takie są sponsorami sportowców.
No tak, ale zazwyczaj wtedy ogranicza się to na przykład do logo, na koszulce czy na jakimkolwiek elemencie infrastruktury sportowej.
I wydaje mi się, że takie działanie jak najbardziej jest dopuszczalne. Ja bym tutaj nie miał z tym problemu, wracamy znowu do początku naszej rozmowy, czyli mówimy o podmiocie leczniczym, a nie o reklamie usługi medycznej.
Ani usługa, ani świadczenie.
Więc myślę, że to by było dopuszczalne. Ale pytanie, co w sytuacji, w której na przykład taki podmiot jest wymieniany jako sponsor. Jeżeli prezenter wymienia sponsorów, to jeszcze wszystko jest w porządku. Ale pytanie, co będzie, jeżeli taka osoba poszłaby dalej i teraz np. przekazałaby informacje o tym, jakie świadczenia czy jakie usługi są realizowane w danej placówce?
I co, jeżeli by powiedziała, że dana placówka zapewnia opiekę piłkarzom?
A właśnie to jest bardzo ciekawe.
I wymieniała na przykład świadczenia, które oferuje tym piłkarzom. Oczywiście sponsoring może mieć wiele form, może sprowadzać się do prostego przekazywania pieniędzy, ale może też obejmować jakieś świadczenia.
Ale to powiedz mi, widziałabyś tutaj ewentualnie jakiś problem, jeżeli byłaby sytuacja taka, że ta osoba na stadionie, która trzyma ten mikrofon, wskazuje, że placówka X jest sponsorem np. jakiegoś zawodnika i ten zawodnik ma pełną opiekę medyczną w tej placówce.
Myślę, że tu już trochę płyniemy.
Trochę tak, ale to są takie sytuacje rzeczywiście spotykane w praktyce. To są pytania, które mogą się pojawić.
Oczywiście, że mogą się pojawić, ale wydaje mi się, że tutaj już właśnie niebezpiecznie przywdziewamy maskę marketingowca.
Daleko mi do marketingowca, bardzo daleko. Żeby zakończyć ten wątek, żeby rzeczywiście za długo nie mówić o stadionach piłkarskich, chociaż to jest akurat na czasie, bo przecież mistrzostwa i tak dalej. Niemniej mnie się wydaje, że jeżeli to jest tego typu informacja, no to to jest trochę daleko idące, ale wydaje mi się, że jeszcze dopuszczalne, póki my nie wchodzimy w kwestię, z uporem maniaka będę o tym mówił, tych usług medycznych i tych elementów najlepszych i tak dalej, to jeszcze jesteśmy bezpieczni.
Tylko pytanie, czy powiemy, że na przykład właśnie zapewnia kompleksową opiekę medyczną tego zawodnika, czy powiemy, że udziela mu takich, takich i takich świadczeń. I informujemy jednocześnie, że każdy mógłby te świadczenia uzyskać. Bo umówmy się, opieka nad sportowcami też troszkę inaczej wygląda niż opieka nad konwencjonalnym panem Kowalskim, który ma zwykłe problemy zdrowotne, a inaczej zupełnie taki przeforsowany zawodnik, który podlega znacznie większym obciążeniom.
Czyli jaki wniosek? Wniosek jest taki, że to rzeczywiście tak wygląda, przynajmniej w naszej pracy, że często takie komunikaty trafiają do nas, do konsultacji i tego jest sporo.
Sporo, prawda. I czasami jedyną prawidłową odpowiedzią godną prawnika jest „to zależy”.
To zależy. I tu rzeczywiście trzeba sobie powiedzieć pół żartem, pół serio, że często, może w branży medycznej troszeczkę mniej, ale w branży farmaceutycznej to już częściej. Jednak jest taka nieustająca „walka” pomiędzy prawnikiem a marketingowcem, który próbuje przesunąć tę granicę, żeby jednak to jedno słowo jeszcze dorzucić, a w tym momencie prawnik mówi nie, to już nie można.
Odwieczna walka dobra ze złem.
Czy placówka medyczna może publicznie informować o swojej kadrze?
Dokładnie. Ten element publiczny faktycznie on jest bardzo ocenny. Natomiast ja bym chciał jeszcze na chwilę wrócić do kwestii praktycznych, z którymi mieliśmy do czynienia, albo które rzeczywiście się pojawiają. Skupmy się już może na kwestii samych elementów tej usługi. A chciałbym tutaj kilka zdań powiedzieć o samych lekarzach, którzy pracują w danych placówkach. A potem jeszcze też na elementach samego świadczenia. Często na stronach internetowych placówek, czy chociażby w mediach społecznościowych, gdzie, placówki istnieją, pojawiają się informacje o lekarzach. Czyli pokazujemy ten element naszej kadry. Dosyć powszechna rzecz. Jak to wygląda? Jest jakiś jakaś notka, powiedzmy biograficzna takiego lekarza nie zawsze, ale może się zdarzyć. I tutaj chyba też musimy być dosyć ostrożni w tym, co piszemy.
Ale widzisz zagrożenie w tym, żeby podać informację o tym, jakie studia ukończył, jaką akademię medyczną, jakie kursy skończył, w czym się specjalizuje…
Tu nie, ale już na przykład w kwestii, teraz przypomnę ci naszą rozmowę i nasz spór w kwestii, na przykład informowania o jakichś nagrodach.
To prawda.
I co wtedy mówiłaś? Przypomnisz sobie?
Wcale się nie wstydzę tego, co wtedy mówiłam. Nadal będę tak twierdzić. Jeżeli mamy do czynienia z nawet nagrodami, ale które są przyznawane obiektywnie, do przystąpienia do jakiegoś konkursu jest wolny dostęp. Czyli każdy, kto spełnia kryteria, może przystąpić. Oczywiście to, kto wygra, to już jest inna sprawa, bo to moim zdaniem mieści się w kategoriach dopuszczalnej informacji. Ale jeżeli mielibyśmy jakiś specjalnie zorganizowany konkurs tylko po to, żeby móc umieścić w takiej notce któreś z „naj”, to mam już wątpliwości.
I tu muszę powiedzieć, muszę się przyznać, że mieliśmy spór na ten temat. Ja miałem troszeczkę inne zdanie, ale że tak powiem, Joanna dała radę mnie odwrócić i tu się zgadzam. Rzeczywiście jest tak, że na pewno jeżeli mamy sytuację, w której mamy lekarzy i jakieś nagrody są na przykład przyznawane, bo jest jakieś głosowanie pacjentów czy cokolwiek takiego, to tutaj już rzeczywiście wchodzimy w taki dosyć niebezpieczny i grząski grunt ewentualnego naruszenia tego zakazu i może być takie ryzyko, że to jest jednak reklama.
Tym bardziej że oczywiście większość tych konkursów jest realizowana rzetelnie. Ale umówmy się, można zrobić konkurs, w którym wiadomo, kto ma wygrać. Więc tutaj wszelkie obiektywne certyfikaty, wszelkie obiektywne świadectwa wydawane na podstawie audytów, na podstawie jakichś zunifikowany kryteriów są moim zdaniem do obrony.
No i tutaj musimy o tym też powiedzieć, co mamy na myśli, bo w tym momencie uciekamy od lekarza, przechodzimy znowu na podmiot. Ale podmiot, to co możemy wymienić? Akredytację?
Jak najbardziej.
ISO? Nie wiem. Szpital bez bólu? Jest kilka takich różnych certyfikatów. Też żebyśmy nie doprowadzali sytuacji do skrajnego przypadku, gdzie nagle by się okazało, że placówka w ogóle nie może się, że tak powiem, pochwalić, że ma taki certyfikat. Przecież tutaj pojawia się jedna bardzo istotna rzecz, czyli jednak ta kwestia jakiejś renomy, poziomu świadczonych usług samej placówki. I wydaje mi się, że jak najbardziej. Po to robi się akredytację, żeby z jednej strony, to oczywiste, uporządkować wiele rzeczy w szpitalu, żeby potem się tym pochwalić…
Wyłącznie poinformować.
Wyłącznie poinformować. No dobrze, czyli tu jesteśmy rzeczywiście zgodni co do tego, że pewne rzeczy w przypadku podmiotów są możliwe. Ale jeszcze chciałbym wrócić do kwestii samych świadczeń, no bo mówiliśmy o pracownikach, czyli o lekarzach, mówiliśmy też o podmiotach. Ale jeszcze troszeczkę chciałbym wrócić do kwestii samych świadczeń. Hasło klucz: sprzedaż pakietowa. Bardzo często to się zdarza. Placówki korzystają z tego.
A kto nie lubi zaoszczędzić?
No właśnie, widzisz. I tu ruszyłaś kwestię bardzo istotną. Sprzedaż pakietowa. Czy lubimy, pewnie, że lubimy. Ale czy możemy zaakcentować to, że oszczędzasz?
Wydaje się, że nie, aczkolwiek nikt nie broni przedstawić tego w taki sposób, że odbiorca wyciągnie odpowiednie wnioski.
No właśnie. I to jest kwestia też wniosków. Czyli wracamy do intencji.
Cennik usług a sprzedaż pakietowa
Do intencji, ale do przekazywania informacji w zasadzie dlatego, że miałabym duże problemy z tym, żeby zaakceptować informację o sprzedaży pakietowej, która by zawierała element, nie wiem, przekreślonej ceny, że odrębnie te świadczenia kosztują tyle, a w pakiecie taniej. Natomiast sam fakt, że na stronie czy w mediach społecznościowych, gdziekolwiek, gdzie placówka jest obecna, jest zarówno cennik usług pojedynczych, jak i usług pakietowych bez zestawiania ich intencjonalnego, bez porównywania, bez oceniania. To nie zabronimy tego, żeby pacjent wyciągał wnioski.
No właśnie, bo tutaj jeszcze też musimy, wydaje mi się, jedną rzecz zaakcentować. O tym czasem placówki medyczne – które prowadzą działalność gospodarczą, bo działalność lecznicza jest działalnością gospodarczą i mamy do czynienia z podmiotami gospodarczymi – czasem troszeczkę zapominają o tym, że tak powszechnie posługują się pojęciem pacjent, to jest oczywiste, że zapominają, że ten pacjent cały czas jest też tym konsumentem.
Dokładnie.
No i tu jest kwestia właśnie informowania o cenach.
Dokładnie. Zapewnienia dostępu do równej i zrozumiałej informacji.
Jak najbardziej proste i czytelne itd., itd. I tutaj rzeczywiście zdarzają się nam pytania, czy jeżeli informujemy o świadczeniach i poinformujemy o cenach, czy to jest problem, czy nie. Czy to jest reklama, czy nie. I raczej odpowiadamy…
Że nie.
Że nie. Bo jednak w tym momencie rzeczywiście jest tak, że to jest ten element już przepisów bardziej ogólnych i element konsumencki. Ale jeszcze tylko krótko o kwestii tej sprzedaży pakietowej. Ja sobie tak myślę, że jeżeli rzeczywiście to wygląda tak, że informujemy, że mamy określony pakiet badań: mamy badanie, mamy konsultację specjalistyczną i ewentualnie coś jeszcze. I to się ze sobą w jakiś naturalny sposób wiąże. Jeżeli mamy badanie, załóżmy mamy gastroskopię. I następnie mamy konsultację ze specjalistą, czyli mamy tutaj gastroenterologa, z którym rozmawiamy, to też się ze sobą łączy i mamy taki pakiet.
A w razie potrzeby na przykład razem z konsultacją dietetyka.
I to jest też spotykane.
Tak, wydaje mi się, że tak.
Dosyć często jest to rzeczywiście spotykane, to ja bym nie miał problemu z tym, że to jest sytuacja, w której mam określoną cenę takiego pakietu. Tylko że oczywiście musimy pamiętać o tym, że nie może być tak, że ten gastroenterolog jest najlepszy. Albo że…
Dietetyk układa najsmaczniejsze posiłki.
Najlepsze na świecie. Albo, że no właśnie, zaoszczędzasz, drogi pacjencie. Tutaj rzeczywiście myślę, żebyśmy szli w stronę tych intencji. Tutaj już dowodowo, tak sądzę, z tymi intencjami byłoby nieco prościej, żeby to wykazać.
Na pewno wszelkie stopniowania, wszelkie wartościowania, wszelkie „najlepiej, najtaniej i najszybciej” są ryzykowne. Tutaj myślę, że jest bardzo mała szansa na to, żeby obronić się przed zarzutem cechy reklamy. Natomiast informacja? Jak najbardziej. I wydaje mi się, że czasami nadzór troszkę się zapędza w tym, żeby dopatrywać się wszędzie tej intencji reklamy.
Jasne. To jak możemy podsumować ten przepis? Chyba nie jest tak źle.
Nadzieja na pewno jest. Na pewno jest pewien obszar działań, które nie są zakazane. Nie jest też tak źle jak w prawie farmaceutycznym. Wiem, że się uśmiechniesz, bo znowu do niego nawiążę.
To na pewno dojdziemy do niego. Reklama apteki, reklama produktów leczniczych to jest zupełnie inna historia.
A to tu cię zaskoczę, bo nawet nie chciałam się odnieść do reklamy aptek, tylko do słynnego artykułu 65 prawa farmaceutycznego, czyli odwrócenia zasady, że dozwolone jest wszystko to, co nie jest zakazane. W prawie farmaceutycznym jest trochę inaczej. Generalnie dozwolone jest to, co wyraźnie jest dozwolone. A wszystko inne jest zakazane.
Czyli się pośpieszyłem. Ale prawo farmaceutyczne to jest zupełnie inna ustawa.
Natomiast tutaj jest lepiej. No właśnie, dozwolone jest to, co nie jest zakazane, a zakazane jest nadawanie cech reklamy informacjom. Nie możemy z tego wyciągać wniosku, że zabronione jest informowanie.
I właśnie to chyba jest puenta naszego dzisiejszego odcinka, dosyć optymistyczna. Czyli, drodzy słuchacze, to nie jest tak, że ten lekarz czy podmiot w ogóle absolutnie nic nie może. Musi to robić prawidłowo i zgodnie z prawem, ale nie jest źle. Czyli pewne elementy tej reklamy – już użyję tego odważnego słowa – reklamy są dopuszczalne. I myślę, że z tym wnioskiem…
I optymistycznym akcentem.
Tym optymistycznym akcentem zakończymy nasz dzisiejszy odcinek. Bardzo dziękujemy za uwagę i zapraszamy na kolejny odcinek.
Do usłyszenia!
Do usłyszenia! Dziękujemy!